Relacja z zabiegu Bożeny
Zabieg - Katowice 08.02.2010r
Jestem 56 letnią kobietą (ma to z pewnością znaczenie dla jakości żył), pracującą.
Na badanie pojechałam 22 stycznia. Umówiona byłam na godzinę 11,30 ale z uwagi na znaczną odległość pomiędzy miastami Katowice- Szczecin zarezerwowałam sporo czasu biorąc rezerwę na ewentualne problemy na trasie.
Na miejscu byliśmy (piszę byliśmy bo za kierowcę służył mi mąż) o godzinie 7.30. Klinika otwarta jest od godziny 8 05. Po półgodzinnym czekaniu byliśmy pierwszymi pacjentami. Po krótkiej rozmowie i założeniu karty pacjenta chyba wypadało by czekać. Na czas rozmowy do punktu rejestracji wszedł lekarz (Pan doktor . Kazibudzki-chirurg naczyniowy). To on zdecydował, że może nas przyjąć zaraz czyli bez czekania do wyznaczonej godziny 11.30.
Badanie trwało ok. 20 minut. Jak wynikało z badania tak w pozycji siedzącej jak i lezącej problem jest z przepływem przez żyłę po prawej stronie układu krwionośnego. Padło pytanie czy reflektuję na ewentualny zabieg. Oczywiście odpowiedziałam tak. Co dla mnie było tak oczywiste, dla wielu pacjentów nie. Wielu z badanych pacjentów jeszcze rezerwuje sobie czas na zastanowienie.
Poinformowano mnie, że przed zabiegiem konieczny jeszcze będzie rezonans żył szyjnych wykonany w Zakładzie Diagnostyki Obrazowej w Zabrzu. W rozmowie ustaliłam termin rezonansu na dzień 06.02.2010r i zabiegu na 08.02.2010r.
To jest część informacji jaką napisałam 3 tygodnie po zabiegu. Później natłok pracy zawodowej nie pozwolił mi na skończenie tej relacji i bardzo żałuję, czemu? ,wyjaśnię na końcu.
I tak jak terminy zostały ustalone tak też rezonans i zabieg się odbyły. Rezonans był w sobotę rano, trzeba być na czczo o tej konieczności uprzedzają, za rezonans płaciłam gotówką na miejscu 450zł. Rezonans przeprowadzany jest w Zabrzu. W poniedziałek w Katowicach musiałam się stawić w szpitalu (MSWiA) na godzinę 8 rano, również na czczo. O której godzinie odbędzie się zabieg nie wiadomo, a przed zabiegiem 6 godzin nie wolno jeść. Klinika EuroMedic ma swoją część w w/w szpitalu. Jak to dokładnie jest to nie wiem, bo na sali ze mną leżała kobieta operowana i finansowana z Narodowego Funduszu Zdrowia (ale nie na SM).
Po przyjęciu do szpitala i wstępnych badaniach: krwi, ciśnienia, rozmowie z anestezjologiem nie pozostało nic innego jak czekać. Zostałam położona na 3 osobowej sali z własną toaletą (WC i kabiną natryskową). Tego dnia na podobny zabieg zostały przyjęte jeszcze 2 osoby, kobieta i młody mężczyzna. Przed zabiegiem na krótką rozmowę przyszedł dr. Ludyga. Rozmowa była na temat zabiegu. Dowiedziałam się, że zakres zabiegu będzie możliwy do ocenienia dopiero podczas jego trwania, a pacjent będzie kontaktowy. Powiedzmy, że pacjent jest kontaktowy ale tylko częściowo, środki znieczulające i leki podane podczas zabiegu wprowadzają pacjenta w dziwny stan częściowego uśpienia. Byłam w stanie odpowiadać na zadawane pytania, reagować niepokojem na rozmowy pomiędzy lekarzami podczas zabiegu ale nie byłam w stanie określić czasu jego trwania. Czułam balonikowanie (rozpieranie w górnej części klatki piersiowej) i słyszałam rozmowę o konieczności wprowadzenia stenta. Co dla mnie było dziwne stent został wprowadzony po stronie lewej, a USG określało problemy po prawej stronie układu. Nie wiem jak wyglądała moja niespokojna reakcja na stole zabiegowym ale widocznie jakaś była, bo doktor Ludyga obrócił ekran monitora w moją stronę i pokazał mi jak wygląda przepływ po wprowadzeniu stenta.
Jak się okazało mój zabieg trwał 150 minut (wiem to z relacji osób z którymi byłam na sali). Pozostałe osoby, które miały tego dnia podobny zabieg miały tylko angioplastykę (balonikowanie) i w ich przypadku zabieg trwał 20-25 minut. Jak się okazuje (o tym wcześniej mnie informowano) stent to ostateczność jeżeli balonikowanie nie rokuje poprawy przepływu. Balonikowanie wykonywane jest przez nakłucie i wprowadzenie instrumentów w światło żyły udowej, stent wprowadzany jest przez nakłucie żyły szyjnej (nie wiem czy tak to się prawidłowo nazywa ale stent wprowadzano mi przez nakłucie szyi).
Po zabiegu konieczne jest 12 godzinne leżenie, tak więc zostałam w pozycji leżącej w łóżku do rana. A rano wypis i do domu.
A teraz przejdę do spraw finansowych związanych z zabiegiem (użyję określeń jakie otrzymałam na terminarzu badań i leczenia zabiegowego):
1/. Konsultacja naczyniowa i badanie USG-Doppler – koszt 100 zł. płatne przed badaniem w punkcie rejestracji (EuroMedic Katowice, ul. Rolna 18),
2/. Badanie rezonansu magnetycznego (Zabrze) – koszt 450 zł. ja płaciłam w rejestracji punktu badań Były też osoby na badaniu, które powyższą kwotę zapłaciły wcześniej przelewem,
3/. Zabieg 11450 zł.
Łączny koszt zabiegu wraz z badaniami zamknął się kwotą 12 000 zł. (dwanaście tysięcy zł). Powyżej przedstawiłam kwotę jaką zapłaciłam mając zabieg 8 lutego, czy tak wygląda to w dniu dzisiejszym nie wiem. Jadąc na zabieg musiałam zrobić przelew na powyższą kwotę na podany mi numer konta Kliniki EuroMedic i zabrać ze sobą potwierdzenie wykonanego przelewu. W przypadku samej angioplastyki (bez wprowadzania stentu) klinika zwraca z przedpłaconej kwoty 2000 zł.
Po miesiącu czyli 9 marca byłam na badaniu kontrolnym (badanie kontrolne bezpłatne). Badał mnie doktor Simka robiąc mi badanie USG. Wbrew temu co czytałam na forach internetowych jest to lekarz bardzo kontaktowy, odpowiadający na wszystkie zadawane pytania, a w czasie badania USG mówił co pokazuje obraz i to co było widoczne przekładał mi na mój nie lekarski (nie medyczny) język. Stent nie uległ przemieszczeniu i przepływ przez niego jest prawidłowy.
Poinformował mnie również o tym, że na widoczne efekty zabiegu trzeba trochę poczekać, więc czekam choć coraz mniej cierpliwie.
A teraz efekty zabiegu, te bardzo, bardzo oczekiwane. No cóż efekt prawie natychmiastowy to ustąpienie zmęczenia SM. Pierwsze po zabiegu poranne przebudzenie było wprost zdziwieniem NIE BYŁAM ZMĘCZONA, chciało mi się żyć (tak nie myślałam od dawna).
A teraz wyjaśnię czemu żałuję, że nie skończyłam tej informacji pisać w czasie kiedy ją zaczęłam. A mianowicie ustąpienie niesamowitego zmęczenia SM-owego dało mi jednocześnie ogrom nadziei, że i pozostałe kłopoty które niesie SM znikną, może nie zupełnie ale choć trochę ustąpią. Minął miesiąc, a kłopoty z układem ruchu są w dalszym ciągu. Dalej chodzę z laską, która daje mi pewność w momentach utraty równowagi. Mam więcej siły to prawda, to dał mi zabieg, tylko mimo sił do pracy nie mam sił w nogach aby z tą pracą się zmierzyć. Chyba trzeba więcej czasu jak miesiąc, aby odbudować w systemie nerwowym to co niszczone było latami.
Na tym skończę relację z zabiegu Bożena.
|